„Na poduchach Melpomeny – Alicja Dąbrowska”

Hanna Karolak o Alicji Dąbrowskiej

Na poduchach Melpomeny –Alicja Dąbrowska

Ile razy udało się Alicji przeniknąć na drugą stronę lustra, zawsze wokół niej znajdował się jakiś magiczny krąg. Czasem dochodził z oddali dziwny szum. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się że ten otaczający ją krąg nazywa się scena, a ten szum to oklaski. Może jednak nie trzeba było koniecznie uciekać aż na druga stronę lustra, a wystarczyło przyłożyć głowę do poduszek, które za kulisami podkładała małej Alicji mama. Alicja zasypiała błyskawicznie i z całkowitym poczuciem bezpieczeństwa, bowiem od czasu do czasu budził
ją głos mamy lub taty, którzy właśnie na scenie Teatru Witkacego w Zakopanem wygłaszali swoje kwestie. Gdy się już wyspała, całymi godzinami przesiadywała pod stołem w magicznym foyer i wszystkimi porami chłonęła ten niezwykły klimat. Bo Alicja Dąbrowska od drugiego roku życia chowała się na scenie. Jeśli więc ktoś, tak jak ona urodził się w teatrze, wcześniej czy później w tym teatrze zaistnieje. Gdy Melpomena nad jej głową śpiewała kołysanki, Kaliope prała pieluchy, a Euterpe uczyła alfabetu, mama, Karina Krzywicka mogła spokojnie pracować nad rolą, a tata, Piotr Dąbrowski, zaakceptował pomysł Andrzeja Dziuka, by w ramach nagłego zastępstwa obsadzić Alicję w roli trzynastoletniej bohaterki Betty Paris w „Czarownicach z Salem,” jakby to było coś oczywistego. Magia? Może i tak, skoro w dziesięć lat później za rolę Abigail Williams w „Czarownicach z Salem” Alicja Dąbrowska otrzymała nagrodę imienia Nardellego. I nic to, że pierwszy etap edukacji zaliczyła w klinice Ortopedii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Collegium Medicum w Zakopanem, gdzie uczyła sie pełne cztery lata. Bo Alicja jest konsekwentna i jeśli się czegoś podejmuje, to widocznie widzi w tym sens. Ale ani ona, ani rodzice – gdy Alicja przyszła na świat byli oboje na trzecim roku szkoły teatralnej – nie mieli najmniejszej wątpliwości, że powołaniem Alicji jest scena. Podjęła więc studia w Akademii Teatralnej im. Zelwerowicza w Warszawie, choć nie ukrywa, że pierwsze dwa lata czuła się zupełnie zagubiona. Że Warszawa? Że nowe środowisko? Niewiadomo. Fakt, że dopiero praca nad dyplomem z Agnieszka Glińską w „Trzech siostrach” Czechowa (Natasza Iwanowna) i z profesorem Englertem w „Bezimiennym dziele” St. I. Witkiewicza (Róża Van der Blast) dała jej oddech i poczucie artystycznych możliwości – co zresztą znalazło uznanie grona pedagogów. To uznanie towarzyszyło jej zawsze przy choćby najmniejszej roli w filmie czy serialu, wystarczy wymienić epizody w „Odwróconych”, w „Glinie,” „Oficerach” czy w „Świadku koronnym”. Zwieńczeniem tych artystycznych propozycji był wyrazisty i znaczący epizod w filmie Andrzeja Wajdy „Katyń ”, gdzie wystąpiła w roli Aktorki. Jej ogoloną głowę i pełne rozpaczy oczy widzowie zapamiętali na długo. Nic wiec dziwnego, że w uzasadnieniu werdyktu jury Sekcji Krytyków Teatralnych ZASP-u znalazły się słowa: „Rzadko się zdarza, by debiutująca na scenie aktorka stała się osią spektaklu za sprawą ekspresji, budowania napięcia, ewolucję postaci. Alicja Dąbrowska w roli Abigail zadziwia dojrzałością interpretacji. Nie posuwa się ani przez moment w stronę nadmiernej gestykulacji, operuje
oszczędnie głosem, jest zmysłowa, drapieżna, zaborcza. Jej debiut obiecuje interesujący rozwój artystycznej drogi. W epizodach filmowych rysuje swoje postacie tak, że nie sposób nie zauważyć jej indywidualności. Panuje nad ruchem, przenosząc ekspresję roli na ciało, jakby energia granej przez nią bohaterki wibrowała każdym nerwem.”

Wszystko co dzieje się w życiu Alicji wydaje się pochodzić z genów. Dziadek Alicji był przez wiele lat dyrektorem stada ogierów w Książu. Stąd wszyscy przedstawiciele z męskiej linii rodziny jeździli świetnie konno od dziecka. Sama też próbowałam – wspomina aktorka – dopóki się nie przestraszyłam gdy koń mnie poniósł, ale w tym roku zdobyłam srebrny medal w powożeniu bryczką parami.
Pies Szaki, znajdka, której imię wywodzi się od szakala wodzi za swoja panią wiernym wzrokiem i do głowy mu nie przychodzi, że jego miejscem niekoniecznie musi być teatr. Ale jest. Bo Alicja z tymi których kocha, nie lubi się rozstawać. A dlaczego to wszystko jest takie ważne, dlaczego warto o tym pisać w jej niedługim przecież życiorysie artystycznym? Otóż dlatego, że poziom emocji, wpisany zapewne w Alicji geny, wpływa na jej relacje z ludźmi, ze światem, ze sceną. I te skumulowane emocje muszą przełożyć się na role. Profesor
Englert
– dodaje Alicja – powiedział mi na pierwszym roku, że ja zacznę grać dopiero po trzydziestce. Nooo, może odrobinę się pomylił, chociaż mam wrażenie, że wiem o czym myślał. O tym ładunku dojrzałości, który rzadko idzie w parze z młodym wiekiem.
Tak czy inaczej, za parę dni, Alicja zadebiutuje na scenie warszawskiej w spektaklu „Oto idzie panna młoda”. Nikt nie ma wątpliwości, że ciąg dalszy nastąpi…

Hanna Karolak


Dodaj komentarz